Porozumienie z pszczołami
Dawno, dawno temu, tak mniej więcej do lat 50-tych, za cały światowy obrót bananami odpowiadała odmiana Gros-Michel. Miała ona nieco inny zapach i smak, niż znany nam dzisiaj banan. Skąd wiem? Bo w czasach królowania tej odmiany, na polski to chyba będzie "Gruby Michał", stworzono kilka sztucznych aromatów, m.in. bananowy. Ten aromat "bananowy po bananach Gros-Michel" do dziś pozostał niezmieniony, występuje na przykład w aromatach do ciast i syropach na kaszel.
Ale pojawił się grzyb, niszczący masowo plantacje. Nie dało się go powstrzymać. Na ratunek przyszła odmiana Cavendish, która jest na niego odporna. Prawie wszystkie banany na naszych, zwłaszcza europejskich, stołach, to banany Cavendish. Mają one nieco inny aromat i smak, dopiero dojrzałe, ściemniałe, przypominają aromatem te dawne, Gros-Michel.
W początkach mojej kariery, kiedy jeszcze mnie moje podopieczne nie poznały dobrze i stresowały się, że będę im partolił w życiu jak ich poprzedni opiekun, ten dziwny, staro-bananowy zapach towarzyszył każdemu otwarciu ula, a ja zastanawiałem się, co to za dziwne pożytki te rodziny znowu przyniosły. 

Teraz wiem, że czując przy pszczołach zapach banana "Gruby Michał", trzeba zrobić parę kroków w tył i odwrócić twarz od ula, albo w ogóle zaniechać działań. Jest to bowiem zapach wojenno-alarmowy pszczół. Zabawna ta natura.
Na szczęście obecnie emitują go w moją stronę co najwyżej pojedyncze pszczoły-kamikaze, które chcą mi wlecieć w twarz, zatrzymując się na siatce. Przy moim obecnym poziomie spokoju, często udaje mi się te małe furie przekonać, żeby jednak zainteresowały się czymś innym, bo ja nie jestem dla nich wrogiem.
Porozumienie z pszczołami jest możliwe. Trzeba tylko czasem przejść ze słów i gestów, na zapachy i mowę ciała.
Komentarze
Prześlij komentarz